czwartek, 25 września 2014

Krew Olimpu PIERWSZY ROZDZIAŁ!!!

Witajcie moi drodzy czytelnicy!
Wiem, długo mnie nie było, ale postaram się to nadrobić. Dziś przychodzę do was z MOIM TŁUMACZENIEM PIERWSZEGO ROZDZIAŁU KRWI OLIMPU!!!!!!!!!!!!!!!
Aktualnie znalazłam 16 stron ( cały pierwszy rozdział ) i przetłumaczyłam 8 stron. Czyli jeszcze połowa. Następne będą w przyszłości. Niedalekiej przyszłości. A teraz zapraszam i błagam o komentarze :).

 Jason nienawidził być stary. 
Jego stawy cierpiały. Jego nogi się trzęsły.  Kiedy próbował wspiąć się na wzgórze, jego płuca obijały się jak pudełko kamieni. 
 Dzięki bogom, nie mógł zobaczyć swojej twarzy, ale jego palce były sękate i kościste. Wypukłe, niebieskie żyły pokrywały wierzchy jego dłoni. 
 Jak to możliwe?  Zmienił się z szesnastolatka na siedemdziesięciopięciolatka w kilka sekund, ale zapach starego mężczyzny nabrał jak boom*! Gratulacje! Śmierdzisz! 
-Już prawie! -Piper uśmiechnęła się do niego - Świetnie ci idzie! 
 Łatwo powiedzieć. Piper i Annabeth były przebrane za śliczne kelnerki. Nawet w ich białych sukniach bez rękawów i sznurowanych sandałach nie miały problemów z przebrnięciem po krętej ścieżce.
 Mahoniowe włosy Piper były upięte u nasady w spiralny warkocz. Srebrne bransoletki ozdabiały jej ramiona. Przypominała starożytny posąg jej mamy, Afrodyty.
 Chodzenie z piękną dziewczyną było wykańczające nerwowo. Chodzenie z dziewczyną, której matka była boginią miłości... cóż, Jason był wystraszony, że zrobi coś 'nie-romantycznego' i że mama Piper zrzuci go z góry Olimp.
 Jason nie wyglądał na szczęśliwego. Szczyt nadal był ponad 100 jardów dalej.
-Najgorszy pomysł świata - Pochylił się naprzeciwko drzewa cedrowego i wytarł czoło.
-Magia Hazel jest dobra. Jeśli mam walczyć, będę bezużyteczny.
-Nie dojdzie do tego-Obiecała Annabeth.
 Wyglądała jakby było jej niewygodnie w jej stroju kelnerki. Garbiła swoje ramiona pod sukienką. Jej upięte blond włosy rozpadły się i zwisały jak długie, pajęcze nogi. Zważając na jej strach przed pająkami, Jason zdecydował się do niekomentowania jej fryzury.
-Przejdziemy przez pałac-powiedziała- Zdobędziemy informacje jakich potrzebujemy i zwiewamy.
 Piper położyła swoją amforę-wysokie, smukłe, naczynie gliniane w którym był jej miecz.
- Możemy chwilę odpocząć. Złap oddech, Jason.
 W talii miała przepasaną sznurem kornukopię - magiczny róg obfitości. Starannie schowany gdzieś w fałdach jej sukni był jej nóż, Katoptris. Piper nie wyglądała groźnie, ale jeśli będzie potrzebna pomoc, może podwójnym, kolokwialnym, brązowym nożem albo postrzelając jej wrogów prosto w twarz zrobić z nich dojrzałe mango. 
 Annabeth zdjęła swoją amforę z ramion. Ona też miała ukryty miecz, ale nawet bez broni wyglądała śmiercionośnie. Jej burzowe, szare oczy badały otoczenie, czujne na każde zagrożenie. Jeśli ktoś zapytał Annabeth o coś do picia, Jason liczył na to, że Annabeth będzie wyrozumiała, choć było bardzo prawdopodobne, że  kopnie go w bifurcum.** 
 Próbował ustatkować oddech.
 Pod nimi, zatoka Afalesa iskrzyła się, a niebieska woda miała moc tak silną, że byłaby w stanie ufarbować jedzenie na morsko. Kilka setek jardów dalej od nich przy brzegu stał Argo II. Jego białe żagle wyglądały na nie większe od znaczka pocztowego, a jego dziewięćdziesiąt wioseł jak wykałaczki. Jason wyobraził sobie jego przyjaciół na pokładzie, wzrok Leona spod lornetki oraz ich próby nieroześmiania się, kiedy oglądają jak Dziadek Jason próbuje wspiąć się na szczyt.
-Głupia Itaka-wymamrotał
 Przypuszczał, że wyspa była dość ładna. Kręgosłup zalesionych wzgórz skręcał w dół do centrum. Kredowobiałe zbocza wpadały do morza. Zatoczki uformowały skaliste plaże i przystanie, gdzie przytulone do siebie domy z czerwonymi dachami i białe, otynkowane kościoły stały naprzeciwko linii brzegowej.
 Wzgórza były nakrapiane makami, krokusami i drzewami dzikiej czereśni. Powietrze pachniało kwitnącym mirtem, Wszystko bardzo fajnie - poza temperaturą, która wynosiła ponad czterdzieści stopni. Atmosfera była zaparowana jak w rzymskiej łaźni. 
 Powinno być łatwe dla Jasona kontrolowanie wiatru i polecenie na szczyt, ale nie. Haczyk był taki, że musiał borykać się dalej dopóki będzie starym kolesiem z ciężkimi kolanami i zapachem rosołu.
 Jason myślał o jego ostatniej wspinaczce, dwa tygodnie temu, o Hazel i naćpanym (?) bandycie Skironie na klifach w Chorwacji. Przynajmniej wtedy Jason miał pełnię sił. Co oni myśleli o stawaniu czoła najgroźniejszemu bandycie wszechczasów? 
-Jesteście pewne, że to dobra góra? - zapytał- bo ja nie.
 Cisza.
 Piper była przemyślaną dziewczyną. Dziś miała wplecione we włosy jasnoniebieskie pióro harpii - pamiątkę z ostatniego nocnego ataku. Pióro nie wchodziło specjalnie  w jej styl, ale Piper wyrwała go pokonując całą gromadę demonicznych kurczakowych panienek samodzielnie, kiedy była na warcie. Zbagatelizowała osiągnięcie, ale Jason próbował jej powiedzieć, że bardzo dobrze to zrobiła. Pióro było przypomnieniem ,że nie była tą samą dziewczyną, którą była ostatniej zimy, kiedy pierwszy raz trafili do Obozu Herosów.

Więc to była pierwsza połowa pierwszego rozdziału. Chciałam wspomnieć, że jest to moje własne tłumaczenie i może nie zgadzać się z tłumaczeniem profesjonalnym. Wszystkie prawa zastrzeżone, nie pozwalam kopiować, ani nawet zmieniać słów, ponieważ nie napisałam tego dla kogoś tylko dla siebie. Przeczytajcie, ale nie edytujcie i kopiujcie. Zrozumiano? Niedługo pojawi się następna część. Zapraszam i  proszę o komentarze. :)